Dzień doberek.
Od wczoraj działa u mnie w życiu jakiś program albo system antydepresyjny. Może to zasługa minionego weekendu spędzonego w świetnym towarzystwie kilkunastu fantastycznych ludzi, zdala od wszystkiego, ale blisko siebie. Prawdopodobnie. Do tego tematyka wczorajszych zajęć na studelni też tak fajnie siadła, mm.
A co dzisiaj? Moje dzisiaj trwa co prawda czterdzieści minut dopiero, a już w dziesiątej minucie mój laptop zrobił mi dzień. Po tym jak wyładował się późną nocą, dzielnie odtwarzając jakieś Youtuby a ja zasnąłem, padła w nim bateria. No, wyzerowała się. Stąd rano konieczne było wetknąć w gniazdko wtyczkę niczym kroplówkę, żeby w ogóle zastartował. I tu ta zabawna rzecz. Gdy tak nabierał energii elektrycznej w zaspane jeszcze ogniwa, całkiem spodziewanie dotarł wreszcie do poziomu ostrzegania, o czym z wrzaskiem poinformował. Chcecie wiedziec co było dalej? Dalej, dla bezpieczeństwa jak rozumiem, wyłączył się. Tylko ale po co? Tożto ładowanie trwa i jego poziom rosnie, nie maleje… Jak to mówią tester płakał jak testował. Programista nie poprawił. No któryś z nich nie pomyślał. Albo pomyślał, że "olać to" i nie zrobił. Albo jeszcze lepsze: zrobił tak z myślą o poprawieniu komuś nastroju! Proszę przyjąć podziękowania ode mnie 🙂
Tak oto zgodnie z uruchomionym programem optymizmu (i to w listopadzie), miało miejsce z pozoru banalne zdarzenie, które odruchowo przetransformowane w żart, mniej lub bardziej śmieszny, mi osobiście zrobił dzień.
Wam także życzę udanych dni, nawet w listopadzie.
No to ja sobie uśpiłam laptopa na noc, bo namiętnie pisałam mą licencjacką i nagle w nocy, oznajmia laptop, radośnie na głośnikach, ale takich dużych głośnikach, coś, co mu w duszy grało, a była jakaś trzecia, więc nas pobudził. 🙂
Jak to mawiają w pewnym serialu, są takie rzeczy, które się nawet fizjologom nie śniły? 😛